Po Zachodzie nie obiecywałem sobie zbawienia, prawdziwego schronienia, gdyż właściwie byłem wściekły nie tylko na Zbawiciela i komunistów, na Jezusa i Marksa, lecz także na świat dorosłych, a tym samym na swoich rodziców i na to, że mnie, wschodzącego polskiego poetę, który w 1984 r. debiutował w „Gazecie Olsztyńskiej", uprowadzili do RFN.