Wystarczyło kilka dni solidnego chodu, by gryzonie zaczęły wpraszać się do domu. Coś szeleści i chrobocze na blaszanym dachu. Drobne pazurki wytrwale szukają najmniejszej szczeliny. Ktoś drapie po ścianie budynku. Jednego intruza przyłapałem na gorącym uczynku nieautoryzowanego naruszenia miru domowego. Polną mysz zapędziłem w kąt i zamotałem w stary sweter. Uratowałem jej życie, gdyż kot natychmiast stanął na równe nogi. Jesienna ospałość poszła precz.