Udawał inkasenta i wywołał psychozę strachu w południowej Polsce. Mieszkańcy, którzy pamiętają tamte chwile, do dziś boją się otwierać drzwi nieznajomym i drżą z niepokoju, gdy ktoś obcy kręci się w okolicy. Morderca, w ciągu zaledwie pół roku, z zimną krwią zastrzelił pięć ofiar, w tym matkę i jej małego synka. Wybierał domy przy trasie E-94 z Rzeszowa do Krakowa. Sam wyróżniał się niskim wzrostem, nienaturalnie dużymi stopami i ciężkim chodem. Podróżował autostopem i po każdej zbrodni znikał bez śladu. Od 30 lat sprawa wciąż pozostaje jedną z największych nierozwiązanych zagadek kryminalnych.