Gdy po wyborach w Polsce i zmianie władzy w państwowych spółkach przychodzą nowi menadżerowie, zaraz okazuje się, że ci poprzedni to była katastrofa. Nowi prezesi podpisują się pod wielkimi odpisami, majątek okazuje się wyceniony za wysoko. Tak wygląda to w przypadku Holdingu Tuska, tak wyglądało w początkach Holdingu PiS. Założenie, że po kolejnej zmianie władzy będzie podobnie, ma solidne podstawy. Przyjrzeliśmy się demokracjom na zachód od naszych granic, żeby sprawdzić, czy to jest uświęcona norma postępowania. Pod lupę wzięliśmy holdingi Scholza i Macrona, czyli wyniki spółek giełdowych, w których kontrolę mają Niemcy i Francja.