Pewnego roku, listopadową porą, przeżyłem serię turystycznych orgazmów w miasteczkach Dolnego Śląska. Zamierało już w nich powolutku życie, w sen zimowy zapadało Kłodzko, Kudowa, Lądek-Zdrój, Trzebnica, Polanica... Zaznaczało się już post-sezonowe wyludnienie. Co rusz całowaliśmy klamki zamkniętych knajp. Nuda - można rzec. A jednak zwiedzanie tych półżywych okolic pośród rozświetlonych rześkim słońcem przedpołudniowych mgieł zapisało się we mnie na lata. Pozostał we mnie niepowtarzalny klimat, jakieś unikalne skrzyżowanie senności, chłodu,.